Czy słowo «powstanka» brzmi niepoważnie?
рус   |   eng
Найти
Вход   Регистрация
Помощь |  RSS |  Подписка
Новости региона
Читальный зал
    Мировые новости Наша деятельность Комментарии и анализ
      Мониторинг ксенофобии Контакты
        Наиболее важные новости

          Читальный зал

          Czy słowo «powstanka» brzmi niepoważnie?

          Kadr z filmu «Powstanie Warszawskie». Фото с сайта wysokieobcasy.pl

          Czy słowo «powstanka» brzmi niepoważnie?

          27.04.2014

          Интервью с Вероникой Гжебальской посвящено ее новой книге «Пол Варшавского восстания». Речь в ней идет о роли женщины в этих событиях, а гендер включается как категория анализа.
          Dlaczego walka z bronią w ręku ma być bardziej heroiczna niż samotny bieg sanitariuszki po rannego, bez broni, pod ostrzałem snajperów – rozmowa z Weroniką Grzebalską, autorką książki «Płeć powstania warszawskiego»
          Kilka miesięcy temu Instytut Badań Literackich wydał twoją książkę pt. «Płeć powstania warszawskiego», w której analizujesz, jak wyglądała obecność kobiet w powstaniu i jak wygląda ich obecność – czy raczej, jak piszesz, nieobecność - w powojennej opowieści o tym zrywie. Skąd u ciebie chęć poruszenia takiego tematu?

          Wzięła się z potrzeby wyjaśnienia pęknięcia między szerokim udziałem kobiet w wydarzeniach wojennych a ich słabą obecnością w historiografii i pamięci zbiorowej. Interesowało mnie, w jakich rolach powstańcze władze chciały obsadzić kobiety i mężczyzn i jakim znaczeniem symbolicznym i politycznym te role były obdarzane.
          Książka powstała na podstawie źródeł archiwalnych – dokumentów wojskowych i prasy ukazującej się w czasie powstania - oraz wywiadów z byłymi żołnierkami Armii Krajowej, a także pamiętników i dzienników. Rozmawiałam z 20 powstankami, zaczęłam od koleżanek mojej ciotki, potem rozmówczynie same polecały mi kolejne osoby. W badaniach społecznych nazywamy to metodą kuli śnieżnej. Wszystkie panie zgadzały się na wywiady bardzo chętnie, choć niektóre później mocno ten powrót do przeszłości odchorowywały – bezsennością albo koszmarami sennymi. «My jesteśmy wszyscy porażeni» – powiedziała mi raz jedna z nich. I z pewnością coś w tym jest.

          Masz jakieś rodzinne związki z powstaniem?

          Śmieję się czasem, że mam bardzo normatywną historię rodzinną, której nie powstydziłby się niejeden narodowiec. Mój pradziadek był w czasie wojny szefem Biura Wojskowego Sprawiedliwości funkcjonującego w strukturach Szefostwa Służb Wojskowych. Zginął w ostatnim dniu powstania, całkiem cywilnie, bo rażony odłamkiem. Jego córka, a moja ciotka była łączniczką w «Żywicielu». Dziadek i stryj byli w «Orlętach».

          Poczułaś się powołana do zajmowania się wojenną historią? Ale dlaczego nienormatywną?

          Może dlatego, że jako kobieta podświadomie czułam, że ta oficjalna historia z książek i szkolnych lekcji nie jest tak naprawdę moją historią. To historia pisana przez mężczyzn, dla mężczyzn i o mężczyznach – politykach, wielkich wodzach i myślicielach. Dlatego kobietom trudniej jest się w niej odnaleźć. Jesteśmy systematycznie pozbawiane swojej przeszłości, wiedzy o tym, jaki udział w życiu społecznym miały nasze babki i prababki.

          Z wydaniem książki trafiłaś na czas najgorętszych sporów toczących się wokół gender. Po co nam płeć kulturowa w pamiętaniu o powstaniu warszawskim?

          Stosowanie płci w analizach historycznych powinno być standardem. Tak jak pytania o rasę, wiek, klasę społeczną, miejsce pochodzenia – to pozwala nam zrozumieć, jak działa świat. Nie żyjemy w rzeczywistości, w której wszyscy jesteśmy tacy sami, widzimy to samo, mamy taką samą władzę i możliwości.
          Słyszę czasem, że ten gender nikomu nie jest potrzebny, bo bez niego mamy już przecież historię kobiet. I faktycznie, są biograficzne książki o wybitnych kobietach, o życiu codziennym kobiet, o udziale kobiet w walce. Ale między historią feministyczną a historią kobiet jest ogromna różnica. Z powodzeniem można pisać sto tomów historii kobiet, która niczego nie zmieni, nie podważy naszego sposobu myślenia. Będzie co najwyżej opasłym aneksem do tego, co już jest. Mnie chodzi o zmianę systemową.

          Czyli o co?

          Nawet jeśli opiszemy wybitne kobiety, które wsławiły się w historii, to i tak będziemy o nich pisać tak, jak wymyślili to mężczyźni. Po prostu dodamy je do obowiązującego obrazu przeszłości, nie myśląc o tym, jak wiedza o nich zmienia sam ten obraz.
          Możemy np. napisać świetną biografię renesansowej malarki i to będzie właśnie historia kobiet. Ale możemy też się zastanowić nad tym, czy to, co wiemy o tej malarce i o ówczesnych kobietach, nie podważa przypadkiem tego, co dotychczas myśleliśmy o renesansie. To właśnie zrobiła amerykańska historyczka Joan Kelly, która postawiła tezę, że kobiety nie miały renesansu – podczas gdy mężczyźni korzystali z tego nowego prądu propagującego wolność i rozwój intelektualny, większość kobiet była zamknięta w domu i ograniczona do funkcji reprodukcyjnych. Ja bym chciała, żebyśmy nauczyli się stawiać przeszłości pytanie o płeć. Jak różnicowała doświadczenia życiowe kobiet i mężczyzn w powstaniu? Jak była wykorzystywana w podziemnej działalności, np. w rozpoznaniu czy kolportażu? Jaki wpływ wzory męskości i kobiecości mają na to, jak pamiętamy przeszłość? Nie można pominąć tego kontekstu – to tak, jakby nie opowiadać o tym, ile powstańcy mieli lat.

          Jak więc działała płeć w powstaniu?

          Płeć pozwala obalić kilka mitów. Pierwszy mit, wpajany nam przez podręczniki historii, jest następujący: kobiet w powstaniu nie było, a jeśli były, to ich rola była drugorzędna. Wiara w ten mit jest związana z przekonaniem, że wojna to męska rzecz, a kobiety zasługują najwyżej na wzmiankę jako ofiary wojny albo wspierające mężczyzn najczęściej bezimienne bohaterki – łączniczki, sanitariuszki, cywilki. Jedyną kobietą, która dostała w przestrzeni Muzeum Powstania Warszawskiego odrębne miejsce, jest Krystyna Krahelska, powstańcza łączniczka, której twarz Ludwika Nitschowa utrwaliła w pomniku warszawskiej syrenki. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Krahelska otrzymała tę specjalną pozycję nie jako kobieta z konkretną biografią - ale jako symboliczna reprezentacja walczącego miasta.
          Tymczasem kobiety w powstaniu były wszędzie w centrum wydarzeń. Bez ich zaangażowania powstanie byłoby niemożliwe do zorganizowania. Chodzi mi o konkretne sanitariuszki, łączniczki, cywilki, wreszcie matki i żony walczących żołnierzy. Historia się nimi nie interesuje, a tymczasem matki i żony znajdowały się w samym centrum polityki państwowej. Władzom bardzo zależało na tym, by matki zachowywały się po ich myśli. Gdyby nie wierzyły w konieczność poświęcenia bliskich dla ojczyzny, bardzo trudno byłoby zmobilizować społeczeństwo do walki.
          Rosyjskie matki w czasie wojny z Czeczenią zdecydowały się zredefiniować, co to znaczy być patriotyczną matką. Powiedziały: dla nas to nie znaczy wychowywać i oddawać dzieci na wojnę – dla nas to znaczy dbać o ich życie. Jeździły na front i zabierały stamtąd synów. Gdyby nasze matki się zbuntowały, kto wie, czy powstanie w ogóle by się odbyło.

          A inne mity?

          Drugi mit to przekonanie, że podział zadań między mężczyznami i kobietami jest naturalny. Role są wyznaczone naturą i tradycją i historyka w ogóle nie powinno obchodzić, że kobiety robiły to, a mężczyźni tamto.
          Tymczasem jeśli zastosujemy spojrzenie wrażliwe na politykę płci, uświadomimy sobie, że w istocie porządek płci i podział zadań nie był naturalny, tylko usilnie podtrzymywany za sprawą zarządzeń, decyzji, rozkazów. Ktoś podjął decyzję, żeby zorganizować oddzielne ścieżki szkoleń dla kobiet i mężczyzn. Ktoś podpisał dokument dopuszczający kobiety do pracy w dywersji, propagandzie i wywiadzie, ale do indywidualnego udziału w akcji bojowej już tylko wyjątkowo. Ktoś wydał pod koniec sierpnia rozkaz nakazujący kobietom oddanie broni na pierwszą linię. Każdą z tych decyzji podejmowali konkretni ludzie, potencjalnie każdą można było odwrócić.
          Stosowanie perspektywy gender pozwala też wyjaśnić, jak to się stało, że choć kobiety były tak zaangażowane i obecne w samym powstaniu, to kiedy wojenny kurz opadł, nagle zniknęły. Jeśli nie zapytamy o to, jak myślenie o płci wpłynęło na kształt powstania, nigdy nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie.
          Nazywając uczestniczki powstania warszawskiego, używasz określenia «powstanka». Większości kobiet walczących w powstaniu to sformułowanie się nie podoba.
          Wolą mówić o sobie: sanitariuszki, łączniczki, uczestniczki powstania. Słowo «powstanka» brzmi dla nich jakoś niepoważnie.
          Zresztą kobiety często mówią o zrywie tym samym językiem co mężczyźni. Kiedy powstanka opowiada swoją historię i kiedy powstaniec opowiada jej historię, używają często podobnych sformułowań. Mówią o rycerzach i damach: o bohaterskiej walce mężczyzn, ich brawurowych akcjach, i o pomocy kobiet, ich poświęceniu i opiece, niesieniu ulgi w cierpieniu. To był język ich młodości. Tak się wtedy pisało. Ale tak pisze się do dziś – w podręcznikach, w ekspozycjach muzeów, na tablicach pamiątkowych.
          Trudno przekonać kobiety, które walczyły w powstaniu, a które tyle lat powtarzały, że ich zadania były pomocnicze, że w istocie to, co robiły, było kluczowe. Na przykład łączność - żadna partyzantka miejska nie może się bez niej obyć. A dlaczego walka z bronią w ręku ma być bardziej heroiczna niż samotny bieg sanitariuszki po rannego, bez broni, pod ostrzałem snajperów? Definicję heroizmu ustalili mężczyźni. Oni też podzielili działania wojenne na front i zaplecze. To, co na zapleczu, i to, co nie jest walką oko w oko, zostało uznane za mniej wartościowe.

          W sformułowaniu «powstańcy warszawscy» nie słyszymy kobiet?

          Kiedy mówimy: powstańcy strzelali, powstańcy ginęli, powstańcy walczyli – to odbiorca automatycznie uważa, że mówimy o mężczyznach. Rodzaj męski neutralizuje żeński. Liczba mnoga mieści go w sobie jedynie teoretycznie. Celem mojej książki było uwidocznienie tych niewidzialnych kobiet.
          Formy kobiece istniały w czasie poprzednich powstań polskich, w uzusie było na przykład słowo «powstańczyni». Zastanawiałam się, czy go nie używać, ale wpisałam «powstańczynię» i «powstankę» w wyszukiwarkę Google i wyszło na to, że «powstanka» jest słowem zdecydowanie bardziej rozpoznanym. Było milion wyników dla słowa «powstanka» i zaledwie 12 «powstańczyń». Kilka lat po projekcie Feminoteki «Powstanie w bluzce w kwiatki», który gromadził opowieści kobiet z powstania i po raz pierwszy wprowadzał to słowo do użycia, wyszło ono z kręgu lewicowego, feministycznego i znajduje się już w szerszym obiegu akademickim i medialnym.
          Chciałam więc w swojej pracy zapewnić uczestniczkom powstania ich własne słowo. Nie uważam, że słowo «powstanka» jest śmieszne i odbiera kobietom należną chwałę. Chociaż ten zabieg wydaje się wielu z nich zbędny, a nawet obraźliwy. Uważają, że jeśli ktoś zwraca się do nich jako do powstańców i żołnierzy, to darzy je szacunkiem. «Powstanka», «żołnierka» – te słowa brzmią dla nich jak drwina z ich walki. Rozumiem te wątpliwości, ale czy jako badaczka mam utrwalać takie nastawienie, jeśli moim zdaniem jest szkodliwe, bo wzmacnia powiązanie męskości z wojskowością? Czy nie mam prawa odczytywać ich biografii w sposób inny niż one same?

          Słyszysz taką krytykę?

          Spotkałam się raz z zarzutem, że «kradnę» kobietom ich historię. Biorę ich opowieści, ale przedstawiam je tak, że one by się pod tym nie podpisały. Dla mnie podstawowe jest to, że praca naukowa nie może się ograniczać tylko do zrelacjonowania tego, co ktoś nam powiedział. To ma być analiza społecznych procesów stworzona przy użyciu teorii naukowych. Nie traktuję opowieści swoich rozmówczyń jak trampoliny do prawdy o przeszłości. Podchodzę do nich socjologicznie i szukam mechanizmów, które programują ich mówienie. Próbuję pytać o możliwości innego pamiętania o powstaniu.

          Czy można oduczyć dawnych powstańców stosowania tych utartych kategorii?

          Trzeba zadawać im nowe pytania. Brać pod włos. Nie poddawać się, kiedy w pierwszym odruchu nie zrozumieją albo będą udawać, że nie rozumieją.

          Nie obrażą się?

          Jedna z moich rozmówczyń na początku w ogóle nie pojmowała, czego chcę się od niej dowiedzieć. Kiedy pytałam ją o to, czy dziewczyny były przez dowódców i kolegów traktowane inaczej niż chłopcy, myślała, że wymyślam sobie na temat powstania coś, co nie miało miejsca. Postanowiłam przeczytać jej fragmenty wypowiedzi kobiet, z którymi już rozmawiałam. O tym, jak trudno im było pogodzić kobiecość z żołnierskością, jak czuły się ograniczane przez swoją płeć, jak wciąż musiały o niej myśleć. Na przykład wtedy, kiedy koledzy niechętnie patrzyli na ich udział w walce bezpośredniej, a dowódcy pozwalali sobie na komentarze, że «długo bronili się przed kobietami, bo nie mają doświadczenia i nie są odpowiedzialne». Dziękowała mi potem, że mogła się tego dowiedzieć. I na następnym spotkaniu mówiła już swobodniej.
          Nie należy więc bać się mówić rzeczy, które mogą powstańców początkowo zdenerwować czy oburzyć. To nie są święte figury, ale myślący, otwarci ludzie, którzy doceniają zaangażowanie i szczerość. Nie uważam, że wszyscy muszą mówić o powstaniu jednym językiem. Przecież mówimy o historii, a nie o religii, gdzie ważne jest pilnowanie dogmatu. Ważne, by zauważyć, że historia ma płeć. Pamięć o powstaniu dzieli się na kobiecą i męską.

          Co to znaczy?

          Jeśli mówimy, że pamięć wojen jest męska, mamy na myśli to, że jest opowiadana z perspektywy męskich doświadczeń i wartości. Niemęskie jest opowiadanie o emocjach – miłości, zazdrości, antypatii, lęku. Niemęskie jest opowiadanie o codzienności – utrzymywaniu higieny, ubieraniu się, jedzeniu, o przedmiotach. Kiedy pokazałam cioci, jakie mam pytania dla swoich rozmówców, zafrasowana powiedziała: «To trochę niefartowne pytania dla chłopów. Bo chłopy to chcą ci opowiedzieć, jak to walczyli, a nie – co na obiad zjedli».
          Mężczyzna ma opowiadać o tym, jak się sprawdzał na wojnie, a nie, co jadł i pił; nie daj Boże, jak się nie sprawdzał i co czuł. Kobiety nie doświadczają takiej presji sprawdzenia się jako żołnierze, więc u nich znajdziemy więcej opowieści o życiu na co dzień, o relacjach. To jednak bywa pułapką. Skoro kobiety mówią o tym, co jadły, to tylko kobiet się o to pyta. Jakby mężczyźni nie wiedzieli, co jedli. Jak więc do kobiet – to o ciele i codzienności. Jak do mężczyzn - to o walce i śmierci za ojczyznę. Tymczasem nie opowiemy w sposób pełny o powstaniu, jeśli nie połączymy tego, co męskie i kobiece. Będą mężczyźni, którzy nam będą opowiadać o tym, jak kochali i jak wiązali krawat przy koszuli, i kobiety, które wytłumaczą, jak się przeładowuje broń.

          Jaki miał być mężczyzna w powstaniu?

          Podstawową rolą mężczyzny była rola żołnierza. Tylko żołnierz to prawdziwy mężczyzna, obrońca kobiet i dzieci. W nagrodę za walkę - projektowano im, jak z tej powstańczej piosenki - „czeka ich panien rój, kwiatów moc”. „Chłopiec silny jak stal” jest odważny, bohaterski. Tylko taki zasłuży na miłość „panny słodkiej jak miód”. Chłopak, który nie był w konspiracji, a potem nie walczył, nie miał szans w romansach. Wielkim dyshonorem było też umrzeć z powodu choroby. Jedna z powstanek mówiła mi: „Jeden z naszych rannych dostał dyzenterii i zginął właściwie z powodu tej czerwonki. No i on tylko nas wszystkich zawsze prosił: «Pamiętajcie, jak mama się moja będzie pytać, to nie mówcie tego, że umarłem na czerwonkę. Że śmierć z ran «”.
          Mężczyznom też doskwierała ich rola. Oni też cierpieli. Niektórzy bali się, nie chcieli walczyć, ale uważali, że muszą.

          A jaka miała być kobieta?

          Kobiety miały być przede wszystkim lojalnymi pomocnicami swoich mężczyzn. Ich zadaniem było też reprezentowanie wartości. Miały swoim zachowaniem, strojem, postawą pokazywać, że Polska się nie poddaje. Ich strój musiał być czysty, zadbany, włosy ułożone, bluzka biała. Ważna była skromność. W prasie pojawiały się artykuły o kobietach nazywanych «plewami i chwastami», które śmiały nosić wyrazisty makijaż i stroić się w czasie powstania. To były «lale bez serca, bez duszy, bez rozumu», postrzegane jako zagrożenie dla narodowych wartości. Patriotka traktuje swój wygląd jak sztandar. Nie jest po prostu Anią czy Kasią, ale reprezentuje wspólnotę.
          Kobiety musiały też zachować czystość, wyrzekając się seksualności. Potrzebna im była tylko w sensie reprodukcyjnym. Interesowanie się romansami w czasie powstania było zdradą narodowej sprawy. O seksie nie wypadało mówić. A szczególnie o seksualnych zaczepkach chłopców. Do dziś powstanki nie chcą o tym mówić. Mężczyźni z kolei mają przyzwolenie na takie anegdoty. Opowiadane są najczęściej w konwencji westernowej: «Pif-paf, pannę na kolano i pojechaliśmy do mnie».
          Kobieta miała więc przede wszystkim wyglądać.
          Szybko się okazało, że to nie może być jej jedyne zadanie, bo zwyczajnie jest potrzebna w walce – wielu mężczyzn walczyło na frontach, trafiło do obozów jenieckich, brakowało rąk do walki.
          Logika była taka, żeby zapełnić kobietami pozycje niebojowe. Nigdy nie były przewidywane do walki bezpośredniej. Trzeba jednak pamiętać, że były też dwa oddziały dywersyjno-sabotażowe – Kobiece Patrole Minerskie czy Dywersja i Sabotaż Kobiet, które otrzymywały pełne szkolenia bojowe tak jak mężczyźni. Jedna z członkiń DiSK-u wspominała, że szły do powstania z bronią i najlepszymi notami w szkoleniach w ich podchorążówce, ale broń przekazano chłopcom, a one zostały zwykłymi łączniczkami. Broni było niewiele i w pierwszej kolejności była ona zawsze przewidziana dla chłopców.
          Zwykle więc trafiające do konspiracji ochotniczki kierowane były tylko na szkolenia sanitarne, łącznościowe, administracyjne, wartownicze oraz pomocy żołnierzowi i nie otrzymywały przygotowania bojowego wykraczającego poza podstawowe kursy ogólnowojskowe. Masowe szkolenie kobiet na równoprawnych żołnierzy było nie do przyjęcia.

          Dlaczego?

          Uważano, że kobieta jako ta, która daje życie, nie może zabijać. To nie leży w jej naturze. Jeśli kobieta walczyła u boku mężczyzny, robiła wszystko, żeby być bardziej męska, a mężczyźni robili wszystko, żeby traktować ją jak kolegę. W książce spisałam historię pani Hanny, która uczestniczyła w walce bezpośredniej z mężczyznami jako strzelec. Podkreślała, że musiała być kumplem, a nie dziewczyną. Czuła, jakby na kilka miesięcy oddzieliła się od swojej kobiecości. Przeklinała, żartowała z grupą, nosiła się jak chłopak. Jak mówiła – zmieniła się w faceta. Po zakończeniu wojny została żoną i matką.

          Uczestniczki powstania podkreślają, że w walce czuły męską opiekuńczość

          O rycerskości, opiekuńczości opowiadały mi wszystkie moje rozmówczynie. Ta adoracja miała jednak swoją cenę, jaką było poddanie kobiet męskiemu nadzorowi i zepchnięcie na boczny tor. «W tej podziemnej wojnie chłopcy wyznaczali dziewczętom ich zadania», jak ujęła to jedna z sanitariuszek.
          Mężczyźni są armią, a kobiety ewentualnie bywają w armii. Jedna z uczestniczek powstania opisała w swoich wspomnieniach, jak po zdobyciu niemieckiego składziku amunicji chłopcy rozdzielili między sobą granaty, jej dając zerwany z krzaka kwiat róży. Prosiła ich potem, żeby go zamienili na handgranat, lecz nie chcieli, uważając kwiatek za bardziej odpowiedni prezent dla dziewczyny.

          Powstanie nie wyemancypowało kobiet?

          Jedna z powstanek pisała w pamiętniku, jeszcze w obozie jenieckim: «Będzie mi bardzo trudno być teraz taką typową panią domu po tych wyjątkowych przeżyciach. Będzie mi tego brakować». Wydaje mi się, że wiele historii pojedynczych kobiet pokazuje, że nie chciały już realizować wzorów swoich matek i babć. Ale trzeba zaznaczyć, że równouprawnienie nigdy nie było w planach cywilnych i wojskowych władz powstańczych. Jedyną emancypacją miała być emancypacja narodu, a kobiety mobilizowano tradycyjnym, patriotycznym wezwaniem, że mają się włączyć do walki wtedy, kiedy trzeba, ale potem wrócić do pielęgnowania domowego ogniska. Nie próbowano stworzyć profesjonalnej grupy kobiet-żołnierzy, ale raczej kryzysowe para-żołnierki.
          Zgoda na przekraczanie porządku płciowego ma miejsce tylko wtedy, kiedy służy sprawie narodowej, a nie sprawie kobiet. Sam udział kobiet w walce nie zapewnia im większych praw. Jeśli się o nie nie upomną – po wojnie wszystko wraca do normy.

          Kobietom nie zależy na kombatanctwie. Dlaczego?

          Dla mężczyzn udział w powstaniu był zrealizowaniem obowiązku - największego, jaki na mężczyznę nakłada naród. Kobiety poprzez walkę nie musiały udowadniać swojej kobiecości i patriotyzmu. Miały go pokazywać inaczej. Dlatego kiedy mężczyźni chętnie przywdziewają na rocznicowe okazje mundury czy wojskowe berety oraz wpinają w klapy rozmaite medale i odznaczenia, kobiety zazwyczaj pojawiają się na uroczystościach ubrane bardziej po cywilnemu, wyposażone jedynie w opaskę i znaczek swojego oddziału.

          Zbliża się 70. rocznica wybuchu powstania. Czy to dobry moment na twoją książkę?

          Wszystko, co wiemy o kobietach w powstaniu, pochodzi ze żmudnej pracy dokonanej przez środowiska kombatantek. Wśród inicjatyw jest założona w 1970 roku i skupiona wokół generał Marii Wittek, szefowej Wojskowej Służby Kobiet i uczestniczki powstania warszawskiego, Komisja Historii Kobiet w Walce o Niepodległość, która wydała «Słownik uczestniczek walki o niepodległość Polski 1939–1945», oraz utworzona w 1990 roku Fundacja Generał Elżbiety Zawackiej – Archiwum i Muzeum Pomorskie Armii Krajowej oraz Wojskowej Służby Polek.
          Najwyższa pora, by pomóc im w tej pracy, żeby historia konwencjonalna, skupiona na ruchach wojsk i liczbie broni, nie była jedynym sposobem na uczenie się o tożsamości kraju. Pamiętam, jak usłyszałam od jednej z moich bohaterek: «Nie piszą o nas historycy, bo chłopcy się zajmują sobą». Wydaje mi się więc, że perspektywa feministyczna jest ważna.

          Kombatantki określają się jako feministki?

          Żadna się nigdy do tego nie przyznała, to na pewno. To nie jest słowo z ich generacji. Ale pamiętam, jak jedna z moich rozmówczyń powiedziała mi na początku rozmowy: «Więc ja bym pani powiedziała coś takiego – ale ja nie jestem feministką, podkreślam – że chłopcy bez dziewczyn toby sobie w ogóle nie dali rady».
          9 maja w kinach będzie miał premierę film «Powstanie Warszawskie» – pierwszy na świecie dramat wojenny non-fiction wyprodukowany przez Muzeum Powstania Warszawskiego (dystrybucja Next Film).

          Weronika Grzebalska – doktorantka w Szkole Nauk Społecznych PAN, absolwentka socjologii w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego i Podyplomowych Gender Studies im. Marii Konopnickiej i Marii Dulębianki w Instytucie Badań Literackich PAN. Interesuje się historią feministyczną, a przede wszystkim płciowymi aspektami wojen i przemocy politycznej. Jej książka «Płeć powstania warszawskiego» ukazała się w ramach serii wydawniczej «Lupa Obscura» IBL PAN. Współwydawcami są Narodowe Centrum Kultury oraz Instytut Badań Literackich PAN.
          Karolina Sulej


          wysokieobcasy.pl/

          Наверх

           
          ЕК: Всплеск антисемитизма напоминает самые мрачные времена
          05.11.2023, Антисемитизм
          Президент Герцог призвал людей всего мира зажечь свечу в память об убитых и павших
          05.11.2023, Израиль
          Израиль объявил Северный Кавказ зоной максимальной угрозы и призвал граждан немедленно покинуть регион.
          01.11.2023, Мир и Израиль
          Генассамблея ООН призвала Израиль к прекращению огня в Газе - результаты голосования
          29.10.2023, Международные организации
          Опубликованы уточненные данные по иностранным гражданам, убитым или пропавшим без вести в результате атаки ХАМАСа
          18.10.2023, Израиль
          Исторический визит Байдена в Израиль
          18.10.2023, Мир и Израиль
          Посол Украины в Израиле и украинские дипломаты сдали кровь для бойцов ЦАХАЛа и раненых
          12.10.2023, Мир и Израиль
          Шестой день войны в Израиле
          12.10.2023, Израиль
          МИД Украины опубликовал данные о погибших и раненых гражданах в результате нападения террористов ХАМАСа в Израиле
          11.10.2023, Мир и Израиль
          Десятки иностранцев убиты или похищены боевиками ХАМАС
          09.10.2023, Израиль
          Все новости rss